Thursday, October 26, 2017

Harpagan 54 Szemud 2017

  Październikowe Harpagany wychodzą mi słabo. Nie inaczej było tym razem. Jakoś tak się dzieje, że w październiku nie znajduje czasu do jazdy na rowerze. Sama impreza pod domem to trzeba być. Nowa, odświeżona formuła TR200 - 2 pętle po ~100km. Pierwszy błąd popełniam jeszcze przed startem. Jakoś umknęło mi, że do godziny 16 trzeba odebrać mapę drugiej pętli. A ja o 16 to jeszcze walczyłem na pierwszym okrążeniu.
  Na start planowałem jechać na kole, ale intensywna ulewa przekonuje mnie do auta. W Szemudzie na parkingu spotykam Mikołaja, w aucie siedzi Darecki, a chwilę później przyjeżdża Mirosław (M&M ponownie wygrywają). Rozdane mapy, okrąg zakreślony, ruszam. W drodze do pierwszego punktu (PK11) wyprzedzają mnie zwycięzcy, szli ostro. Ja miałem na liczniku 25km/h oni musieli mieć koło 40. Chwilę dalej na trasie ktoś mnie pozdrawia, ale rozpoznaje tylko po głosie bo mnie światło oślepiło - to Łukasz i Krystian (stawiałem, że oni staną na pudle), również szli ostro i po chwili nie widziałem nawet ich czerwonych światełek. Jakie było moje zdziwienie gdy spotykam ich przy PK11. Niby zaczął się dzień, ale nie zrobiło się jasno, ciężkie chmury i intensywna mgła odgradzały nas od promieni słońca.
  W drodze na kolejny punkt PK3 spotykam debiutantów z Białegostoku. Pomagam im się zorientować i PK3 zaliczamy razem. Kolejny PK na górze Donas, to punkt często wykorzystywany w lokalnych zawodach więc bez przygód docieram do punktu, następny również wpada szybko i bez problemów, gdzieś w lasach pomiędzy Witominem a Chwarznem. Nie zliczę ile razy już tu błądziłem :). W drodze na kolejny punkt (ja pod górkę) z naprzeciwka śmignął Piotr Buciak, a chwilę później Grześ Liszka oparty na lemondce.
  PK15 to był popis nawigacji. Wpadam w las, odmierzam, jadę i nic. Punktu nie ma. Wracam, dumam, spotykam innych rowerzystów i razem krążymy, i nic. W pewnym momencie decyduje się na opuszczenie moich kompanów bo z naszej współpracy nie wynika żaden postęp, ale za to było dość wesoło. Jeszcze jedna próba i udaje się, ale co z tego skoro moja karta nie może połączyć się z bazą i zarejestrować czasu obecności na punkcie. Chwilę tam spędzam, mija mnie paru zawodników a ja cały czas walczę z elektroniką. W końcu się udaje i ruszam na następny punkt. I znowu po górkę, tego dnia odnosiłem wrażenie, że jechałem raczej pod górkę. W drodze na kolejny punkt trafiam na punkt, ale z innej trasy. Szybko się orientuję w terenie, bo przy punkcie z TR200 nie ma jeziora, a tu przede mną piękny akwen. Szybka analiza i już wiem, że jestem jakieś 2000m na wschód od mojego punktu. Szybki przelot bo dobrej szutrówce i PK zaliczony, następne punkty zaliczam raczej sprawnie. Chociaż przy PK1 wpadam na imprezę alternatywną, a tam mnie informują, że mój punkt to 100m dalej. Chwila na uzupełnienie wody i jadę dalej, chwilowo po równym ale do punktu tradycyjnie pod górkę.
 Od punktu w okolicach Luzina, najbardziej wysuniętym na północ, powinienem startować do mety by móc odebrać drugą mapę. Trochę mnie zdziwiło to, że większość spotkanych kolarzy udawała się w przeciwnym kierunku niż ja i tam gdzie był kolejny punkt. Ja nieświadomy ruszyłem sobie znowu pod górę w stronę punktu zlokalizowanego nad Łebą. W drodze na punkt przestaje działać licznik, wygląda, że IPX8 był tylko na opakowaniu. W środku pod obudową widać wyraźne ślady wody. Bez licznika, na oko odmierzam sobie odległość i po przeczesywaniu przecinek, które mógłby mnie doprowadzić do Łeby udaje się zaliczyć punkt. Oczywiście wcale nie było tak łatwo, bo najpierw pojechałem złą drogą zamiast na zachód, jechałem sobie spokojnie na południe i nim się spostrzegłem to miałem już dobre 600m przejechane. Pozostały mi 2 punkty z pierwszej mapy i było lekko po 17. Kombinowałem, że na 19 powinienem być, to sobie jeszcze przez 1.5h zaliczę jakie najbliższe punkty z mapy drugiej. Na nieszczęście spotykam kolarza, z którym poszukiwałem PK15 i ten mnie informuje, że do 14 wydawany były mapy na drugą pętlę. Z tego wszystkiego tak się zakręciłem, że zamiast zaliczać brakujące punkty to śmigam prosto na metę sprawdzić czy będę zdyskwalifikowany czy tylko zaliczone zostaną mi punkty, która zdobyłem do 14. Oczywiście mogłem sobie jeździć i do 20:30, i zaliczyć wszystko z pierwszej pętli. Wynik słaby, ale nie liczyłem na żadne sukcesy bo to październikowy Harp. Na mecie zamieniam słówko z Grześkiem i Andrzejkiem z TR100, z Radkiem P. z TR200 i Bartkiem z zespołu Harpagana.