Friday, August 31, 2018

Korno 2018

Korno 2018

    Obiecałem Grzesiowi, że przyjadę na Korno. Nie było mnie na Liszkorze bo umówiony byłem na Tułacza, ale Korno wpisałem do kalendarza i tylko kataklizm mógł mnie zatrzymać. I tak około 23 w piątek zjawiam się w szkole. Spać udało się położyć około 2 po przygotowaniu roweru no i obowiązkowych pogaduchach. Pogoda na sobotę raczej dobra z lekkim opadem i raczej z leciutkim wiatrem.
    Rano udaje się dobudzić Grzesia i odprawa przebiega gładko. Punktów do zaliczenia mamy sporo bo 70, Grześ miął obawy, że 50 punktów może być wystarczająco do objechania i co lepsi zawodnicy zaliczą całość, co na rogainingu nie powinno mieć miejsca. Wartość punktów oznaczone przez prerwszą cyfre 2x - 20pp, 3x - 30pp, itd.
   Zaznaczamy wariant (bo startuję razem z Piotrem) i w drogę. Na mapie zaznaczyliśmy wariant na grube punkty. Najlepsze, że a ni ja, ani Piotr nie wiemy jakie są kary za spóźnienia. O tym dowiemy się na mecie :).
   Ruszamy na zachód i po chwili zaliczamy nasz pierwszy punkt PK34, pień drzewa przy drodze. Gdy my podbijamy PK jakiś zawodnik przelatuje obok. A my suniemy dalej na wiszący mostek przy PK75, tu też bez wpadki odnajdujemy punkt. Kolejnie PK30 w lesie bukowym by szybko z tego punktu zaliczyć punkt 87. Drogę wyznaczoną do punktu modyfikujemy bo część okazuje się nieprzejezdna. Ale nie ma problemu z namierzeniem suchego pniaka. Następnym punkt to grób w lesie, dojeżdżamy w pobliże, ale szukamy za daleko, szybko jednak udaje się skorygować błąd i odnajdujemy punkt przy grobie. Natomiast poszukiwania kolejnego punktu to mistrzostwo świata w daniu ciała. Piotr przekonuje mnie, że już tu powinniśmy odbijać z głównej drogi, chociaż wskazania odległości mojego licznika pokazują, że to jeszcze 500m. Daję się przekonać, bo przecież jest szlak, no faktycznie jest. Pomiary, stajemy i szukamy jeziorka. Nic tu nie ma, kręcimy się po jakiś bagnach, ale jeziorka nie ma. Tracimy tu około 30 minut, gdy zauważam, że rowerzyści którzy nadjechali jadę dalej niż my. Pięknie, wtopiliśmy, jesteśmy w złym miejscu. Gonimy zawodników i po chwili jesteśmy w miejscu PK65 na górce nad jeziorkiem. Spotykamy tam Łukasza z Weroniką i nawet jedziemy przez moment za nimi, ale koncepcja w Starej Kuźni uległa zmianie. Zaliczmy podstawę radaru ze słabo punktowanym PK22 by szybko asfaltami zaatakować PK81 i PK70. Przy PK70 spotykamy Jarka i Ewę a ja liczę, że nie złapiemy tu gumy jadąc gęstwinie jeżyn. Wracamy na asfalt i sprawnie przemieszczamy się do PK41, a tam spotykamy Jarka i Krzyśka. Jedziemy razem do PK84, a tam sie nasze drogi rozchodzą, chwila na batona i w drogę na PK92 zaliczamy jeszcze jeziorko za 20 punktów. PK92 to kolejna podstawa radaru, podstawy te to pozostałości machin wojennych z czasów IIWŚ. Następnie wzdłuż linii kolejowej do PK61 i szybko do starorzecza na PK80. Idzie sprawnie, tu smaruję łańcuch bo zgrzyta tak, że wylatują plomby. W drogę na PK77. No i tu zabawa się dla mnie kończy. Podjeżdżając do PK70 pęka hak. Oczywiście zapomniałem zabrać zapasowy (faktycznie to wszystkie haki jakie miałem nie pasowały do mojej ramy, liczyłem, że wytrzyma :) ), czyli koniec wracam do bazy. Piotr jednak zarządził skuwaj łańcuch na sztywno i jedziemy dalej. Dopiero co nasmarowany łańcuch a ja muszę go rozpinać, umazałem się po łokcie.
Po chwili spędzonej przy PK77 przerzutka odkręcona, łańcuch skrócony i spięty na środkowej tarczy z przodu i na środkowej koronce z tyłu. Na dobrej nawierzchni dało się jechać  z prędkością do 20km/h gorzej było w terenie, łańcuch lubił sobie wskoczyć na koronkę wyżej i napinał łańcuch, w efekcie powodowało to niemożliwość pedałowania. Jedynym rozwiązaniem był wyciągnięcie koła i ręcznie zrzucenie łańcucha na koronkę niżej. Z takim napędem pokonuję prawie połowę dystansu z naszych przejechanych 108km, niestety prędkość przelotowa znacznie spadła. Mimo awarii zaliczamy kolejne punkty PK94 w dziurze w lesie, PK56 pomnik z miejsca zabójstwa jelenia. PK85 górka w lesie. PK78 razem z Bartkiem, którzy to narzekał, że nie idzie mu dzisiaj. Razem również przełazimy przez rzekę na południe od PK78 w kierunku PK58. Maksymalna głębokość w miejscu przejścia tak do połowy uda, a i rower się umył z zalegającego błota. Bartek odjeżdża, a ja muszę znowu odpiąć koło i zrzucić łańcuch. Z PK58 zaliczmy paśnik PK69 i wyjeżdżamy na asfalt bym trochę odetchnął od częstych postojów. Kierujemy się na PK73,  przy którym spotykam Wojtka. O ile dobrze zrozumiałem, to zeszło mu przy tym punkcie chwilę, odwiedziwszy wszystkie leżące konary w okolicy. W pobliżu jest PK71 i w planach jest jeszcze PK82. PK71 odnajdujemy szybko natomiast z 82 były problemy. Z mapy wynikało, że lepiej podjechać od południa, ale wcale nie było lepiej. Najpierw znajdujemy wąwóz, ale okazuje się, że to nie ten i dopiero po chaszczowaniu 200m z rowerem na ramieniu dochodzimy do kolejnego wąwozu w którym ukryty jest punkt. Jestem już znużony tym ciągłym zatrzymywaniem i wyciąganiem koła. W głowie już widzę metę, odpuszczamy PK63, PK14 i resztę z grubym PK93 na wschód od bazy. 30 min przed końcem regulaminowego czasu zjawiamy się na mecie. Grześ zdziwiony co tak szybko, że przecież możemy jechać jeszcze z 1,5 godziny. Karty już oddane, koniec.
    Tereny bardzo fajne, równo, bez górek, z szybkimi szutrami. Pogoda również sprzyjała, rano lekko popadało, a później raczej bez deszczu z temp około 18 st C. Gdyby nie awaria moglibyśmy zawalczyć może i o pierwszą 15? Do momentu awarii prędkość średnia ponad 19km/h na mecie już tylko 16.5 km/h. Trzeba będzie jeszcze kiedyś wrócić na Grzesiowy rogaining.