Saturday, December 23, 2017

Nocna Masakra - 2017 Drezdenko


    Po ubiegłorocznej Masakrze nie byłem przekonany co do startu w kolejnej edycji. No ale czym bliżej grudnia mój entuzjazm wzrastał. Opłatę startową uiściłem w pierwszym terminie, jadę. Zachęciła mnie baza w Drezdenku no i będzie to moja 5 Masakra, czyli mała rocznica.

  Przed startem
Do bazy docieram około 15 w sobotę, w teorii rowerzyści startują o 16:30, ale że wystartujemy później byłem pewien więc z mocno się nie stresowałem z przygotowaniami, nawet wtedy gdy na sali zostałem sam bo reszta zawodników popędziła do głównego holu. Daniel przetrzymał nas godzinę dłużej, oficjalnie wystartowaliśmy o 17:20, ale po opracowaniu wariantu było już po 17:30.
  Pogoda
Pogoda zapowiadała się całkiem nieźle, temperatura powyżej zera z lekkim południowo-zachodnim wiatrem
  Start
Na start umówiłem się Piotrem. To pierwsza NM na której będę jechał w parze i już wiem, że jest to konfiguracja idealna. Nasz wariant zaczynamy od PK2 i kontynuować będziemy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. PK2 zdobywamy sprawnie, chociaż spodziewałem się łatwo rzucającego się oczy przejazdu kolejowego (lub raczej pozostałości). W rzeczywistości nic nie ma i sprawdzamy kilkanaście metrów dalej. Wracamy do śladu dawnej lini kolejowej (obecnie rozebranej). Z tego miejsca dojazd od punktu jest już prosty. Lecimy dalej na PK10 rezerwat Czapienice na półwyspie. Oczywistą drogę dojazdową na punkt przejeżdżamy, acz Piotr dość dobrze czuł te przecinki i trafiamy na mapę rezerwatu i z niej odczytuję, że jesteśmy praktycznie na miejscu.

Natomiast więcej czasu zeszło nam na PK11. Gdy uporaliśmy się z dojazdem w okolice punktu to okazało się, że wszędzie płasko, a punkt miał być na szczycie górki. Wycofujemy się sprawdzamy kolejną przecinkę, ale dalej płasko. Zauważam śmigających zawodników i jedziemy w miejsce którego jeszcze nie czesaliśmy, pierwszy raz tej nocy posiłkując się zostawionymi śladami, było to o tyle łatwiejsze, że miejscami na drodze zalegała mała warstwa śniegu. Okazuje się to strzałem w dziesiątkę. Jest górka i pozostaje jeszcze namierzenie tego jedynego drzewa na wzniesieniu.

Kolejny punkt PK16 też nie wydaje się łatwy, na moje oko Wigor dość niedokładnie poskładał mapy i przecinki, i drogi nie bardzo się nakładały na siebie. Ok odmierzamy 7km i następnie zaczynamy poszukiwania, tym razem dołka, zagłębienia. Początek okazuje się nieudany, pierwsza przecinka pudło, druga również, dopiero po namyśle i trochę po śladach współzawodników dojeżdżamy do tej odpowiedniej przecinki. Tu już problemu nie ma. Punkt zdobyty.

Z PK16 na kolejny PK20 jedziemy jakąś leśną autostradą były nawet momenty śniegu, wpadamy na asfalt i po chwili poszukujemy mostu kolejowego na Warcie przed Skwierzyną. Punkt zdobywamy w towarzystwie kilku innych zawodników.

Z PK20 na PK12 decydujemy się jechać asfaltem do wsi Chełmsko by następnie wjechać na leśne szlaki, błotne, rozjechane na których prędkość z rzadka przekraczała 6km/h. Po walce z błotem, trzymając kierunek nieoczekiwanie dojeżdżamy do cmentarza, gdzie pośród zapomnianych grobów był ukryty punkt.

Następnie kierujemy się na południe na PK17 i można chwilę odsapnąć, gdyż praktycznie pod sam punkt wiodą dobre drogi, najpierw ~8km asfaltów, a następnie dobra szutrówka. W międzyczasie zatrzymujemy się na CPNie w celu uzupełnienia zapasów

Na PK19 również jedziemy trochę dłuższą drogą by jak najmniej taplać się w błotach na polnych drogach. Na dojeździe do PK19 doganiamy dwóch zawodników i punkt zdobywamy razem. Tym razem obyło się bez problemów. Następne punkty wpadały już raczej bez problemów.

PK15 to kolejny opuszczony cmentarz i po tym punkcie udajemy się sprawnie na PK7, punkt hotelowy. Na punkcie spotykamy Wikiego, Turystę oraz Wojtka, którzy żywo debatują na wariantem. Ja szybko wypijam 2 soki i jestem gotowy do dalszej drogi. Nieoczekiwanie Piotr mówi, że chciałby jednak odpocząć lekko dłużej. Tu nasz zespół się rozdziela. Na PK6 jadę już solo asfaltem, przy PK19 Sławek mówił że punkt jest łatwy o ile się atakuje od strony asfaltu. Tak też było, nawigacyjnie było łatwo, ale ~1400m wysysało resztki sił na tym pagórkowatym i piaszczystym dojeździe. Na powrocie spotykam Piotra i mówię mu, że zostaje mu do punktu około 1000m.

Chciałem jeszcze zdobyć PK3, ale wycofuje się gdy przecinka na mapie okazuje się zarośniętym przez sosny kawałkiem lasu, a droga którą jechałem skręca na południe, ale nie ma jej na mapie. Nie czułem już się na siłach by rozszyfrować to co jest w terenie z tym co mam na mapie. Nie miałem również sił by gonić CRLa, który wybrał ten sam wariant dojazdu na PK3. Rezygnuję

Ostatnim punktem tej nocy, a raczej poranka był PK9. Punkt zdobywam w towarzystwie Sławka, który wyjechał gdzieś z bocznej drogi. Na dojeździe do PK napęd odmawia współpracy, ale po krótkiej naprawie jestem wstanie kontynuować jazdę. Doganiam Sławka i PK9 zdobywamy już w świetle nowego dnia. Jeszcze chwila i meta, w planie miałem PK1 i zostawiłem sobie go na koniec. Chciałem z mostu kolejowego rzucić okiem na jaz na Noteci. Do PK1 nie dojeżdżam gdyż pozostaje mi 30 minut do końca regulaminowego czasu. Decyduje się na powrót do bazy.

Ta edycja było dość szybka, a to za sprawą dróg jakie wybraliśmy. Staraliśmy się wykorzystywać asfalty, acz zdarzało się prowadzenie roweru na drogach które przypominały bagna. Średnia prędkość netto to prawie 17km/h, brutto to niecałe 11km/h i 162,3 km przejechane.

Tym razem Wigor zrezygnował z dziurkaczy na punktach trasy rowerowej. Do wyboru były kody QR lub NFC wysyłane przez aplikację lub tradycyjna karta papierowa i długopis. Tradycyjna metoda powodowała, że wyniki "na żywo" nie były dostępne, przy okazji przysparzała dodatkowej pracy z zapisaniem ręcznym wyników do systemy "na żywo". Sama aplikacja działa idealnie, ale tylko na Androidzie. I tu pojawia się problem bo inne systemy nie są obsługiwane przez aplikację. Chyba czas najwyższy by twórca aplikacji stworzył wersję dla iOS lub/i WindowsPhone.



Mapa ze śladami zawodników tu